środa, 29 września 2010

69.

oczywiście, jak zwykle miałam pokazać w poniedziałek. i nie pokazałam.
więc - dziś, bo w końcu schowałam wszystkie nitki, a mało ich nie było, z powodu mnóstwa paseczków!
oto The Twin Sister, part One!:
wykorzystałam włóczkę Zephir Adriafilu, dłubałam podwójną nitką na drutach 3,5. paseczki to różne lace, Zephir Jaggerspuna, ręcznie farbowana mieszanka alpaki z kaszmirem i jedwabiem, jedwab z merino...co tam cienkiego w domu było:)
w planie - siostra bliźniaczka, tylko muszę wymyślić, jak ma wyglądać, to znaczy - jaki ma mieć układ paseczków.

póki co robię drugi rękawek pasiastej Georgie - bo czas zdecydowanie na grube, ciepłe, otulające swetry, a nie na cienkie bluzeczki!

a w kolejce czeka jeszcze jedna partia gruszek marynowanych, te obłędne powidła oraz takie ciacho!

niedziela, 26 września 2010

68.

dziś będzie kulinarnie, bo świeżutka bluzeczka właśnie się blokuje. mam nadzieję, że jutro będę mogła zaprezentować ją w całości.

przywiozłam z Mazowsza dary wsi, między innymi - wielgachną dynię. tak wielką, że musiałam przerobić ją na coś jeszcze, poza zupą. pomyślałam o przetworach mojej Babci, która marynuje wszystko, co się da:)
do kompletu dokupiłam gruszki, żeby dynia nie czuła się samotna.

i tak o:

poniżej - przepis na powyżej:

1. marynowane gruszki korzenne

2 kg gruszek (gatunek raczej bez znaczenia; ważne, żeby owoce nie były zbyt mocno dojrzałe, niemal rozpadające się - ale nie powinny być całkiem zielone. muszą być już słodkie, ale jeszcze dość jędrne)
.

zalewa:
6 szklanek wody

3/4 szklanki octu spirytusowego 10%

4-5 czubatych łyżek cukru
ok. 10 cm kawałek cynamonu (połamany na mniejsze kawałki - żeby móc później umieścić je w słoikach)

łyżka goździków

kilka ziaren ziela angielskiego

2 listki laurowe


gruszki obieramy, dzielimy na ćwiartki, wydrążamy gniazda nasienne.

wodę i ocet wlewamy do garnka, wrzucamy przyprawy, doprowadzamy do wrzenia. gotujemy ok. 15 minut.

do gotującej się zalewy wkładamy gruszki i gotujemy na bardzo małym ogniu nie dłużej niż 10 minut (w zależności od wielkości i stanu dojrzałości owoców). owoce muszą być szkliste, ale nie mogą się rozpadać.

ugotowane owoce razem z przyprawami przekładamy do wyparzonych słoików. zalewamy wrzącą zalewą. zakręcamy, ustawiamy do góry dnem do wystygnięcia.

nie pasteryzować.
palce lizać.
;)

2. dynia w occie


2 kg dojrzałej dyni


zalewa:
1,5 litra wody

1 szklanka octu

1 szklanka cukru

łyżka goździków

liść laurowy

kilka ziaren ziela angielskiego


dynię obieramy, wydrążamy i kroimy na kawałki ok. 1 cm.

składniki zalewy wlewamy (i wrzucamy) do garnka, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy na niewielkim ogniu 15 minut. kawałki dyni wrzucamy do zalewy i gotujemy jeszcze ok. 15-20 minut, aż dynia zmięknie i stanie się szklista.
przekładamy kawałki dyni i przyprawy do słoików, zalewamy wrzącą zalewą. zakręcamy, i podobnie jak w przypadku gruszek, stawiamy do góry dnem do wystygnięcia.
nie trzeba pasteryzować.


obie marynaty są świetne do mięs, ale można wcinać saute (obawiam się, że gruszki, których zrobiłam niewiele, nie dotrwają do zimy...bo po trzech dniach zniknął już pierwszy słoiczek! no, chyba, że jutro podjadę na placyk...).


smacznego!

poniedziałek, 20 września 2010

67.


miało być wczoraj - jest dziś.
udało się w piątek:) owszem. trochę z opóźnieniem, ale zdałam tak zwany egzamin licencjacki. nie ma to jak na starość chcieć wrócić do czasów studenckich i samemu sobie "dla przyjemności" takie zabawy fundować! teraz mamy troszkę stresu, bo niewiele jest chętnych na SUM, i nie wiemy, czy otworzą...a jednak chciałabym to pociągnąć dalej.
tak jak pisałam, w międzyczasie wydziergałam chustę Wanderng the Moor, w skrócie Moarrrr;) zrobiłam ją w prezencie urodzinowym dla mojej Najlepszej Przyjaciółki, z którą znamy się już więcej, niż połowę swojego życia!
sama wybrała sobie wzór spośród kilku, które jej wysłałam. zostało tylko dobrać włóczkę - ale z tym to raczej nie ma u mnie problemu...miało być coś w zieleni, albo niebieskim...więc wyciągnęłam moteczek Zephyra Jaggerspuna (wełna z jedwabiem) w pięknym kolorze Peacock. z tego samego robiłam Scheherazade i zostało mi ponad półtora motka, więc wiedziałam, że nie zabranknie w trakcie. nitka jest cieńsza, niż ta z opisu chusty, użyłam też cieńszych drutów, więc żeby była odpowiednio duża, łącznie zrobiłam dodatkowo 40 oczek więcej przed rozpoczęciem motywu 0 czyli 4 powtórzenia motwu więcej w rzędzie.
trzeba bardzo uważać i czytać opis, nie tylko patrzeć na obrazek, bo w środku przy brzegach robótka leciutko różni się od rozpiski graficznej - wszystko jest w opisie.
chusta, nieskromnie mówiąc, bardzo mi się podoba - ale to tylko w małym stopniu zasługa moja - w największym wzoru i pięknej włóczki.
zrobię sobie taki - kiedyś.
kilka zdjęć niestety po lewej stronie...nie zauważyłam w trakcie robienia! bo fotki były na szybko, w piątek między obroną a wyjazdem na Mazowsze. ale przynajmniej "wiszące" właściwe!



póki co - w kolejce zimowe swetrzydła!

czwartek, 16 września 2010

66.

migiem.
bo jutro obrona.
wszystko na wariackich papierach. po obronie jadę na weekend do domu rodzinnego, na Mazowsze, między innymi na urodziny mojej Przyjaciółki. zrobiłam dla Niej w prezencie chustę, Wandering The Moor - jest to chyba najpiękniejsza chusta, jaką zrobiłam. prostota wzoru i cudna nitka...w weekend postaram się zrobić zdjęcia na właścicielce. bo póki co pisałam, poprawiałam, pisałam, dodawałam zdjęcia, a nocami dłubałam.
dzienne światło gdzieś mi umykało, a i wzór delikatny, i kolor trudny do uchwycenia, więc dzienne - nieodzowne.
wracam w niedzielę i na pewno coś się pojawi.
poza tym - posuwa się pasiak, będzie w sam raz na jesień.
a z e-dziewiarki przyszedł "merino tweed"! zielony i kremowo-szary. cuda. z jednego będzie na pewno Snowbird, a co z drugiego? może zwisający sweterek "w poprzek"??

środa, 1 września 2010

62.

bo właśnie się zorientowałam, że pominęłam post numer 62!
jak mogłam!
zatem wstawiam.


i - słoneczne wspomnienie na ten pochmurny dzień...ależ bym chciała być tam znów...


65.

wpadłam w wir, manię dziergania, i ani chwili odpoczynku! mam tak, że muszę mieć jakąś jedną dużą robótkę "główną", i mniejsze, szybko dziergalne, na odpoczynek. tak jest i teraz - robótką główną jest Pasiaque;)

zobaczyłam na Ravelry pasiastą wersję Georgie, i od razu wiedziałam, że chcę taką! w pudle leżała cała zgrzewka figowego Ideala, więc uznałam, że będzie to kolor przewodni, i dokupiłam kilka motków w innych barwach. i "się dzierga". w międzyczasie powstały obie poprzednio pokazywane chusty, ale Pasiak (mówiąc po naszemu;)) ciągle rośnie. mam już tył i kawałek połówki przodu. robię wg rozmiaru S na moje 38, i nie wiem, czy nie będzie za duże - ale trudno, to i tak ma być luźny sweter do owijania. myślę, że dorobię mu też kolorowy pasek, taki mam plan. a w zamysłach są kolejne "przerywniki" - w tym prezent dla przyjaciółki, tylko najpierw musi określić kolor, i wybrać wzór...