piątek, 11 stycznia 2013

144.

ogłoszenie nieaktualne, chętna osoba napisała maila i transakcja w toku:)
dziękuję!

szybkie ogłoszenie parafialne:
Małgosia (Magii66) ma do sprzedania śliczną włóczkę Jaipur, 3 motki, w cenie 120 zł za całość. kolor H31, nr partii 0311.
o taką piękną:
chętną osobę proszę o zostawienie maila w komentarzu.

środa, 9 stycznia 2013

143.

no to siup.
takie małe zbiorcze.
w 2012 roku skończyłam 23 dzianiny. (piszę "skończyłam", a nie "zrobiłam", bo kilka z nich zaczęłam w 2011, dwie pod koniec grudnia, ale jedną np. latem...).
całkiem niezły wynik, bo w czasie wolnym nie zajmowałam się wyłącznie robieniem na drutach.
przeczytałam też kilkadziesiąt książek, zrobiłam sporo zdjęć, obejrzałam wiele filmów, byłam na kilku koncertach...
ale wracając do robótek.
spośród tej puli najwięcej jest HITÓW (uff, całe szczęście!!). dwa zdjęcia poniżej prezentują rzeczy, które nosiłam najczęściej po zrobieniu, które użytkuję z chęcią, a niektórym z nich planuję powtórkę, np. z innej włóczki czy w innym kolorze.

 

największą popularnością cieszy się Atelier (pierwsze zdjęcie, górny lewy róg), wykonany z farbowanego w odcienie szarości merino/silk z Zagrody, oraz Redy (dolne zdjęcie, prawa strona), zrobiony z mieszanki babyalpaki silk i kid silku Dropsa.
reszta - noszona regularnie, lubiana.

druga kategoria, to prace, które wykonałam z dużą przyjemnością, ale albo w założeniu były dla kogoś innego, albo też po zrobieniu uznałam, że zostaną sprezentowane. no. przepiękny szal Angarika wg wzoru Hady (dziękuję za możliwość testowania!) zobaczyła moja mama, i przepadło:). a sowy zamówiła koleżanka, wstyd się przyznać, rok temu. włóczka zamówiona wtedy, przeleżała w szafie. ale w końcu się udało!





kolejna kategoria to rzeczy, które zrobiłam, podobają mi się, ale z różnych przyczyn nie są często noszone. shift of focus na przykład idealnie pasuje do eleganckich, ołówkowych sukienek, a tych nie mam okazji nosić zbyt często. do dwóch pozostałych sweterków niestety zbyt przytyłam. liczę jednak, że wkrótce do nich dociągnę i znów będę nosić!




i ostatnia kategoria: rzeczy, których z tego czy innego powodu jeszcze na sobie nie miałam. na dwie zielone bluzeczki skończył się sezon, zanim je skończyłam. fioletowa przeleżała rok (zaginął motek, w domu!! do tej pory się nie odnalazł, ale ...) ostatnio wpadło mi do głowy inne wykończenie, i w grudniu projekt udało się zamknąć. brązowo-srebrny Henslowe zrobiłam za mały. też musi czekać, aż osiągnę moje normalne gabaryty. a zielonej Maurze postanowiłam zmienić guziki. tylko nie wiem, kiedy to zrobię...


jeszcze w 2012 roku zaczęłam (i niemal skończyłam) Lightweight Pullover, z takiej samej mieszanki, jak Redy, tylko w kolorze srebrnym, ale zabrakło mi włóczki na kilka cm. rękawa. w sklepie obok nie ma, a w sklepach internetowych czekam na dostawy, żeby nie zamawiać jednego motka i nie przepłacać za wysyłkę.
dlatego wygrzebałam z zasobów kupioną bodaj dwa lata temu przepiękną, obłędną kolorystycznie włóczkę - dk city tweed Knit PIcksa. przepiękny morski kolor. ale ni cholery do niczego nie mogłam tej włóczki dopasować. w końcu padło na Maiję, i już jestem daleko pod pachami.
ale wczoraj...wczoraj przyszła z Turcji alpaka. więc przecież nie mogłam przejść obojętnie, i żeby nie było nudno, zaczęłam sobie kardiganik w kolorze...no właśnie.
kto zgadnie, w jakim kolorze?

dla osoby, która pierwsza odgadnie w komentarzach, w jakim kolorze jest moja najnowsza robótka, przygotuję jakąś hand-made niespodziankę!




czwartek, 3 stycznia 2013

142.

uh.
miało być robótkowe podsumowanie 2012 - nie było.
miały być noworoczne życzenia - też nie było.
miały być zdjęcia świeżo rozgrzebanych dzianin - nic z tego.
za to
było
CHORÓBSKO!
dopadło mnie w czwartek po Świętach. nawet nie wiecie, jak byłam WŚCIEKŁA! choróbsko to jedno, ale ono zniweczyło moje plany:(
plany, które w innym momencie są nie-do-zrealizowania:( 
zostałam na Mazowszu po Świętach, żeby spotkać się ze znajomymi - z Dorotą, która na dwa tygodnie przyleciała z Paryża, z Dorotą, która mieszka w Warszawie, ale nigdy się nie składa spotkać ot tak przypadkiem, kiedy na chwilę jestem w stolicy...
i NIC.
DUPA tak zwana.
to znaczy gorączka pod 39, kaszel gruźliczy iście, katar jakby ktoś kranik z wodą odkręcił.
czwartek, piątek, sobota - w sobotę postanowiliśmy wracać, zgodnie z założeniami - przetrwałam jakoś i poszłam spać. niedziela - trochę lepiej, powiedzmy, że niemal bez gorączki.
w poniedziałek poszłam do lekarza, nakazała tydzień w domu siedzieć, oraz pobrać antybiotyk.
Sylwestra jakoś przetrwałam...przyszli znajomi, koleżanka z anginą.
niby jest lepiej, ale czuję się jak przekręcona przez maszynkę. kaszel mam dalej upierdliwy, przepona boli od kasłania. katar trochę się "przetarł", znaczy prawie go już nie ma. czuję smaki i zapachy.
ale najchętniej bym leżała. co jakiś wysiłek - to świeży atak kaszlu i pocenie jak mysz. więc się nie wysiłkuję specjalnie.
nawet na drutach mi się niespecjalnie chce robić.
jak się już ogarnę, to uzupełnię zaległości.