na chwilę przed kolejnymi urodzinami...
to już prawie rok temu mówiłam sobie, że kolejny musi być lepszy. nie ma wyjścia, musi, i już.
niczego nie musiał, okazuje się.
właściwie to był jednym z najgorszych w życiu. a jakby wziąć pod uwagę dwa ostatnie, to już bez najmniejszych wątpliwości mogę je nominować do pierwszego miejsca w kategorii "the worst period in your lifetime".
oczywiście, nie byłabym uczciwa mówiąc, że absolutnie nic dobrego nie miało miejsca. nie. na przykład miniony październik był jednym z lepszych październików w ciągu tych 35 lat.
po czym przyszedł pełen wahnięć listopad. i ostateczny przechył szali w Mikołajki. taki oryginalny prezent (chociaż, czy ja wiem, w moim przypadku mało oryginalny. a to Mikołajki, a to Walentynki...).
to ja już nie mówię, że musi być lepiej. nic już nie mówię.
(a że to był kiedyś blog robótkowy, to dodam tylko, że zdarza mi się coś zrobić. kilka rzeczy skończyłam, kilka in progress. tylko nie ma jak zrobić zdjęć).