środa, 8 czerwca 2011

102.

coby tamten post nie wisiał dalej i nie straszył.

dziękuję Wam wszystkim bardzo za to, że tu jesteście ze mną, że dajecie głos, że myślicie, modlicie się z nami, dobrze jest Was mieć!

w temacie - konsultujemy, pierwsze rozmowy dają nadzieję, że obędzie się bez operacji, czego się najbardziej obawiałam. zobaczymy, czy rozmowy kolejne potwierdzą.
próbuję się więc nie denerwować, bo bezsenność spowodowana nerwami życia nie ułatwia.

a w temacie głównym bloga - skończyłam chustę na wesele sobotnie - miały być wczoraj zdjęcia, ale przyszłam z pracy i zaległam pod kołdrą, z koszmarnym bólem gardła, płynącym katarem i ogólną niemocą życiową - mam nadzieję, że to się zwinie, nie rozwinie, bo w takim stanie nie widzę tej soboty w dobrym świetle (ciężko jeść, pić, tańczyć, kiedy ledwie ręce podnoszę do góry).

oczywiście nie mogę skończyć nic następnego, tylko trzeba zapchać "dziurę" po skończonej chuście i zacząć coś nowego, prawda? do roboty poszła więc mieszanka popielatego merino/silk od Marty i Malabrigo Sock z e-dziewiarki w kolorze aquas. robię drobne paseczki, prosty kardigan wzorowany na Garter Yoke Cardigan. dziergam go wg mojej własnej rozpiski, którą robiłam dla Vivienne - dodałam tylko kilkanaście oczek - po pierwsze to sweterek rozpinany - a więc oczka na plisę, a po drugie - nawierzchni, więc musi być deczko luźniejszy, niż Viv. zapowiada się pięknie, zdjęcia będą, może nawet dziś, bo obiecałam sobie NIE SPAĆ po południu (bo później nie śpię w nocy nic a nic, i rano jestem martfa:/).
a teraz wracam podnosić PKB...