piątek, 27 maja 2011

101.

trudny czas.
a jeszcze do tego moja psychika, która zawsze widzi tę pustą połowę szklanki.
i naprawdę to jest tak, że chce mi się włożyć głowę pod kołdrę, i udawać, że mnie nie ma.

pomyślcie o nas ciepło, co?
dobre myśli się przydadzą, a jak ktoś ma ochotę, to proszę, niech szepnie wiecie Komu kilka słów za nami, żeby nie było źle. żeby było dobrze.

dam głos.


czwartek, 19 maja 2011

100.

o! setny post! jak pięknie. chyba trzeba będzie przygotować jakąś niespodziankę z tej okazji...
jak mi już zejdzie z głowy to, o czym myślę najwięcej, to pomyślę o niespodziance. póki co zaprzątają mnie różne takie, o których nie chcę pisać tu, bo tu ma być miło, dzianinowo i wesoło.


wczoraj skończyłam pierzastego dziada;) brzydko się o nim wyrażam, bo mnie denerwował w trakcie robienia - fajna włóczka, lekko sztywnawa, w trakcie roboty wyglądała przepaskudnie - nierówne oczka różnej grubości, jakaś taka pomięta szmatka z krzywymi oczkami wychodziła. zdenerwowałam się, ale wzięłam żelazko, ustawiłam na parowanie i średnią temperaturę - i zrobiło się idealnie. pod wpływem pary oczka zmiękły, nabrały objętości i wyrównały się. dopiero wtedy stwierdziłam, że nie pruję, ale dorabiam ten brakujący rękawek - i chyba dobrze zrobiłam, prawda?


dziś sweterek ma premierę na żywo, ciekawe, czy ktoś zauważy...

wtorek, 10 maja 2011

99. + update zdjęciowy

oj, udało się nam spotkanie!
choroba zwana włóczkozą pleni się bez opamiętania, i do Dyni przybyły dwie nowe "zarażone":) na spotkanie dotarła szczęśliwa trzynastka. Geesje robiła dokumentację foto, i mam nadzieję, że gdzieś opublikuje stosiki włóczek, piękne dzianiny, którymi dziewiarki się chwaliły (a było czym!), bieżące robótki (właściwie każda coś dziubała...).
4 czerwca w Dyni o 13 - nie może Was zabraknąć!.

robótkowo - dzieje się, oj, dzieje. może w końcu uda mi się na moment dopaść do domowego komputera i ściągnąć zdjęcia...ponieważ mam za mało rozgrzebanych robótek w różnym stadium żywota, postanowiłam podjąć wyzwanie.
w końcu ta włóczka (ta z lewej;)) czekała równy rok, a ten wzór - niemal dwa lata. aż w końcu trafiły na siebie...już chwilę temu próbowałam zacząć, ale wczytywałam się we wzór i trochę obawiałam. po czym sobotnie spotkanie mnie zmobilizowało (zobaczyłam, jak urosła Greta Bernadki), i stwierdziłam, że muszę mieć ten szal do kiecki na wesele, na które idziemy 11 czerwca.
wystartowałam w niedzielę, dziergałam ok. 7 godzin, wczoraj kolejne 4, i mam mniej więcej 1/5 szala. tempo niezłe, ale moje oczy wysiadają od śledzenia non stop kartki z wzorem na zmianę z oczkami na drucie, więc na pewno będzie wolniej przybywać, bo oczy bolą.

w trakcie pracy wyszło, że oczywiście nie taki diabeu był straszny, i sam wzór oczywiście skomplikowany nie jest (tym bardziej, że rzędy parzyste i nieparzyste przerabia się na prawo, a w całym wzorze jest 5 rodzajów oczek - prawe, dwa razem na prawo, trzy razem na prawo, narzut i prawe przekręcone ), niemniej przydaje się trochę doświadczenia w ażurach, bo wzór nie jest pamięciowy, i trzeba się bardzo pilnować, żeby nie pruć! dlatego ja liczę sobie każde oczko w każdym rzędzie, bo raz musiałam spruć pół rządka, i szlag mnie trafiał... poza tym włóczka jest tak cienka, że nie ma lekko (119 oczek po ściśnięciu mieści się na 1/3 druta Addi Lace w rozmiarze 3,5).

po drodze pozamawiałam jakieś włóczki, a czeka jeszcze na wybór i skompletowanie koszyk imieninowy. będą zdjęcia, obiecuję!

a tymczasem zmykam, jeszcze chwilkę popracować;)

update z wieczora, czyli - stan robót:

a więc (bęc):
po pierwsze: jeszcze zimowy sweter z Felted Tweedu Rowana (projekt własny!):

po drugie: chiton:

po trzecie: Greta Garbo Kiri 2, inspirowana tym wykonaniem Basi:

po czwarte: moje paislejki;):

to tyle, paa!


czwartek, 5 maja 2011

98.


przypominam oraz informuję!

w sobotę, 7 maja, spotykamy się w Krakowie, w Dyni przy ul. Krupniczej o godzinie 13:)
wszyscy chętni włóczusiolubni mile widziani!

wtorek, 3 maja 2011

97.

wiecie, co?
czasem jest tak, że człowiek pisuje sobie tu i ówdzie z różnymi ludziami z interneta, raz, drugi, trzeci i piąty, a potem nagle nadarza się okazja, żeby zamiast pisania zamienić kilka, kilkanaście, dziesiąt...słów na żywo.
i wiecie, co jest najpiękniejsze?
że są to ludzie, przy których człowiek nie czuje najmniejszego skrępowania, chociaż widzi ich po raz pierwszy, że gada się o wszystkim (no dobrze no, przecież wiadomo, że GŁÓWNIE o włóczkach;)), że się żałuje, że czas ucieka i trzeba wracać do domu.
Dorotko, Wiolu, dziękuję za wczorajszy wieczór!
mam nadzieję, że mimo odległości, nie było to jedyne spotkanie poza siecią:)


do miasta wróciła...właściwie to jesień, tak. 6 stopni, deszcz, leje deszcz, zacina. szaro, śpiąco. chwilowo zarzuciłam napoczętą bawełnianą bluzeczkę, i wzięłam się za wykańczanie plisy tweedowej Szarusi...jeszcze tylko golf i rękaw. a poważnie rozważam jako następne ponczko (bo przepis oczywiście został wczoraj od Doro wysępiony...co więcej, nawet sobie posiedziałam w takim jednym pięknym!). przejrzałam zasoby i już nawet wiem, z czego można by udziergać - odkryłam zapas jasnoszarego Ideala oraz masę kolorowych resztek, pozostałych po Pasiaku. tego gołębiego Ideala nabyłam kiedyś na allegro w śmiesznej cenie, resztek mam dużo, a pomysł jest taki, że kolorowe paski, pojedyncze, na jasnym tle, więc...
ale może jednak wiosna przyjdzie?

tymczasem uzupełniam hiszpańskie zdjęcia, kolejne notki będą się pojawiać, więc zapraszam:)