środa, 26 maja 2010

43.

Brahdelt rozdaje śliczne obrazki własnego autorstwa!

oczywiście się ustawiłam w kolejce:)

poniedziałek, 24 maja 2010

42.

żyję, ale co to za życie.
nawet dłubać mi się nie chce.
otóż mam katar. ciągły i nieustający. 3 miesiące temu miałam pierwszy raz, przez tydzień, niby nic, woda dosłownie. potem trzy tygodnie przerwy (z lekko zapchanymi zatokami, ale naprawdę lekko), i półtora miesiąca temu - nawrót. non stop. woda kapie, jakby kranik ktoś odkręcił.
ja nigdy nie miałam alergii, na nic!
pani doktor od pierwszego kontaktu od razu jednak powiedziała - alergia. dała zestaw badań do zrobienia, dostałam leki. umówiłam się na wizytę do alergologa, nawet publicznie i nawet nie z jakimś strasznym terminem. ale jak usłyszałam, że na testy mam czekać minimum miesiąc od wizyty (a ta 8 czerwca), to postanowiłam zrobić szybko prywatnie.
ale żeby móc to zrobić, muszę na minimum 14 dni odstawić leki. zatem - odstawiłam, i umieram.
kapie woda, kicham jak potłuczona, a do tego doszło szczypanie i łzawienie oczu.
dlatego prawie nie robię na drutach (zanim odstawiłam lek, wydłubałam granatowemu falującemu plecki, szmaragdowy też ma korpusik, jak zwykle brakuje rękawów).
muszę uprać i rozłożyć do schnięcia, ale szczerze mówiąc nawet tego mi się nie chce.


taka biedna jestem, o!

niedziela, 16 maja 2010

41.

oczywiście, że taki facet jest wspaniały:) dlatego dziś na osłodę kolejnego, deszczowego, depresyjnego dnia zrobiłam dla Niego (ale nie oszukujmy się - dla siebie też;))) to:

przepis jest TU (gdyby ktoś potrzebował tłumaczenia - proszę dać znać w komentarzach:)). moje uwagi - jeśli robimy z nutellą w środku, to cukru trzeba dać jak najmniej - tylko tyle, żeby się jajka utarły. ale mam taki pomysł, żeby następnym razem dać tyle cukru, ile mówi przepis, a do tego, zamiast nutelli, do środka ciasteczek włożyć mrożone wiśnie.

smacznego!

piątek, 14 maja 2010

40. prezent

och.

ta po lewej, to prezent od M. dla mnie na imieniny. ta po prawej, to prezent na urodziny dla znanej pewnie niektórym z Was z forum robótkowego Geesje od jej Męża.
ależ my mamy fajnych facetów;)))

a jak się już wzięłam za zwijanie, to poleciało cudne merino od Myszopticy, które przeleżało trochę u moich rodziców, ale przywieźli je w końcu z początkiem maja. ależ ono jest miękkie! aż mam ochotę na więcej, żeby zrobić jakąś lekką bluzeczkę, nie kolejny szal. przewijając, głaskałam nić z przyjemnością, w ręku czułam jakby...no nie wiem. coś niezwykle gładkiego, przyjemnego.

a to - zestaw, jest też żółta (chociaż niekoniecznie tak żółte, jak na zdjęciu) mieszanka jedwabiu i merino, ze wspólnych zakupów z Kath w sweetgeorgiayarns.

a morski ma prawie jedną trzecią plecków.

piątek, 7 maja 2010

39.

kawałek morskiego, nawet całkiem spory kawałek.
na przód zużyję jakieś 4,5 motka. mam 10, ale zamówiłam kolejne 10, bo na pewno koło 5 motków zużyję na tył, po 2 liczę na rękawy, jeden na kołnierz...a jak zostanie, to coś się wymyśli. wolę, żeby zostało, niż miało zabraknąć. tym bardziej, że włóczka tania jak barszcz, szczególnie w porównaniu z poprzednimi nabytkami...
tak wygląda w fazie rozłożonej:

a tak: w imitacji "zwisu":)


a poza tym...zaczęłabym coś nowego!

czwartek, 6 maja 2010

38.

a w ogóle to czaję się na niespodziankę od Kocurka:


piękna jest, prawda?

środa, 5 maja 2010

37.

sonaty przyszli:)
dużo sonat!
nie miałam fioletów? to mam. trzy! piękne!
plus "laguna" na deser.

a tak wygląda kawałek Victorii:


i tyle;)
idę miziać nowe włóczki!

36.

dziś bez zdjęć robótkowych, zapomniałam przed weekendem ściągnąć zdjęcia z aparatu, a po weekendzie są już nieaktualne, bo cośtam podłubałam. mam jedną połówkę przodu Victorii, druga się robi. tę pierwszą będę musiała nieznacznie przerobić - a właściwie tylko listwę guzikową, bo po pierwsze potrzebuję czwartego guzika jednak, a po drugie za luźno zamknęłam oczka, i listwa "falbankuje", a nie powinna.

dotarły do mnie w końcu niteczki od Myszopticy, śliczne są:) muszę obmyślić dla nic odpowiednie projekty, bo oczywiście kupowałam na zasadzie "ale super, coś z nich zrobię". COŚ;)

biskupi obłęd z poprzedniego postu już (mam nadzieję) leci przez ocean, i niech się wulkan nie waży znów prychać, czy wulkan mnie słyszy??!! jako prezent imieninowy leci, na szczęście.

a krajowo też leci - Sonata, jedna od Małgosi, a trzy prosto z Aniluxu. oprócz fioletu jeszcze laguna (czyli toto turkusowo-morskie, które bywało jakiś czas temu, a potem wyszło na amen), oraz "jakby ugotowany buraczek" - kupiłam całkowicie w ciemno, bo mi się opis pani ze sklepu aniluxowego spodobał;)


a ja dziś mam taki dzień, że najchętniej bym sobie wlazła pod kocyk włącznie z głową, i słuchała na zmianę Noir Desir i Joy Division. i oglądała zdjęcia z Prowansji.
mogłabym tam mieszkać. mieć kamienny domek z okiennicami, niewielką winnicę i mnóstwo zwierząt. oraz czasu na robótkowanie wszelakie.