w związku z naciskami z zewnątrz (ale bardziej chyba z koniecznością oczekiwania na czarny kashmir do wariackiego sweterka), nabrałam 178 oczek na druty i dziergam Myrtle Cardigan. mam oczywiście za mało włóczki,ostatnio u mnie to jakiś standard!, ale pocieszam się, że najwyżej zrobię rękawy do łokcia, i już. robię go tak, jak planowałam, z zielonej, cieniowanej włóczki Chugiak, 100% merino. wcześniej zaczynałam z tej włóczki dwie rzeczy, i obie sprułam. to jest trzecia próba, i chyba najlepsza, chociaż samą włóczką jestem trochę rozczarowana - jest dość mocno skręcona, i przez to, hmm, twarda. średnio się układa. dlatego ten Myrtle to taki prototyp wiosenny. jeśli ten wyjdzie dobrze, to na pewno zrobię drugą wersję z innej, bardziej miękkiej i lejącej włóczki. póki co niewiele mam do pokazania, a kolory to prawdziwy koszmar, żadne zdjęcie nie jest dobre:/
a poza tym pojechaliśmy na spacer, mimo wcześniejszego planu zabarykadowania się w domu. wszędzie pusto. w mieście, poza miastem. tylko w lesie - rojno, gwarno. w drzewach trele, w trawie brzęczenie, trzask pękających pąków i szelest rosnącej trawy.
Myrtle zapowiada się bardzo fajnie :)
OdpowiedzUsuńLubię tak cieniowane włóczki, nie pasy czy placki koloru, a delikatne przejścia i akcenty. *^v^*
OdpowiedzUsuńZdjęcia Myrtle tak różne i pomyślałam, ze próbowałaś z dwóch włóczek. Wyjątkowo świeży i relaksujący zestaw zdjęć, soczysta zieleń! Miło się ogląda, dzięki!
OdpowiedzUsuńCasada, też mi się podoba;) tylko naprawdę, z tej włóczki robi się fatalnie, a i efekt jest...cóż.
OdpowiedzUsuńBrahdelt, też takie lubię;) chociaż są wyjątki - noro i kauni - ale w tych włóczkach kolory układają się bardzo ładnie, nie tworząc placków.
CU@5, takie właśnie mi wyszły zdjęcia - jedno prawie żółte, drugie prawie niebieskie, i żadne nieprawdziwe. też potrzebowałam zieloności...dlatego pojechaliśmy w las;)